Okołozajdlowe rozważania

cze
30
2011

Od wczoraj w sieci toczą się dyskusje na temat tegorocznych nominacji do Nagrody Zajdla. Co o tym myślę, napiszę na końcu, wcześniej jednak chciałem się z Wami podzielić skojarzeniem, jakie mi przyszło do głowy w trakcie lektury tych komentarzy. Otóż tak mi przyszło do głowy, co by było i jak by to było, gdybyśmy nie mieli nauki w obecnym kształcie, ostatniego bodaj bastionu rozsądku i obiektywizmu, tylko coś takiego:

Przypuśćmy, że mamy dwóch profesorów, A. i B. o diametralnie różnych poglądach np. w kwestii, czy Ziemia obraca się dookoła Słońca, czy na odwrót. I że profesorowie, by to rozstrzygnąć, nie robią użytku z jakiejś tam żmudnej, czasochłonnej metody naukowej, zamiast tego wybierając model plebiscytowo-fanowski. Nie wykonują eksperymentów, nie przesiewają danych obserwacyjnych, nie dają swych teorii pod osąd niezależnych badaczy X., Y. czy Z., tylko skrzykują grupy wiernych im, jak janczarowie, uczniów. I organizują konwent, podczas którego wygrywa teoria profesora B. – że Słońce wraz z pozostałymi planetami kręci się dookoła Ziemi po kryształowych sferach. Wygrywa nie dlatego, że jest poprawna, lecz siłą głosów jego popleczników, którzy co prawda guzik o jego teorii wiedzą, ale przecież profesor B. jest najzajefajniejszym kolesiem jakiego świat wydał, i ch… A jak zwolennicy profesora A. będą za bardzo podskakiwać i drzeć japę, że to ich, a nie nasz mistrz ma słuszność, to się ich poprosi na rozmowę wyjaśniającą za Instytutem, z bejsbolówkami w charakterze lektorów. Więcej… »

Polecanki

maj
29
2011

 blogW ostatnich dniach pojawiły się w sieci dwa teksty, które tak mi się spodobały, że muszę je „podać dalej”. Pierwszy z nich to tekst sprzed 20 lat, który ukazał się w piśmie „Mała Fantastyka”. Dziś takich tekstów w pismach papierowych się nie znajdzie, bo skrytykowanie czytelnika może doprowadzić do tego, że się obrazi i następnego numeru pisma nie kupi. Nikt zatem takiego ryzyka nie podejmie. Tym bardziej polecam – tekst pod tytułem Człowiek XXX wieku znajdziecie w postaci skanów na tym blogu.

Drugi tekst, o którym muszę wspomnieć, to tekst Jak napisać tekst science fiction – poradnik z przykładami, którego autorką jest Beatrycze Nowicka. Szczególnie polecam osobom, które czytały już Hard SF? A cóż to takiego?.

I na koniec chciałbym zachęcić do przeczytania mojego artykułu Powieści, które „już były”, który ukazał się dzisiaj w „Creatio Fantastica”. W najnowszym numerze znajdziecie też kilka innych tekstów wartych lektury. Polecam! :)

Hard SF? A cóż to takiego?

maj
07
2011

Śledząc fora fantastyczne raz po raz znajduję wątki, które krążą wokół tematu hard SF. Z reguły zaczyna się od pytania, czy dany utwór to twarda fantastyka naukowa, czy nie, szybko jednak zamienia się to w dyskusję ogólną o tym, co to w ogóle jest ta hard SF? Z części wypowiedzi można wywnioskować, że dla niektórych rozmówców słowo “hard” w tej nazwie jest synonimem pojęć “trudny do zrozumienia, ciężki do czytania, wymagający specjalistycznej wiedzy od czytelnika”. Nic bardziej mylnego.

Podejrzewam, że część problemu ma swe źródło w klasyfikacji dyscyplin naukowych, innej w Polsce i innej w krajach anglosaskich, skąd, bądź co bądź, termin hard SF przyszedł. Został on utworzony przez analogię do tzw. nauk twardych (hard sciences), czyli takich, które opierają się na pięciu podstawowych filarach metody naukowej: Więcej… »

Z okazji wstrzymania programu SETI…

kwi
27
2011

Tuje dla generała

kwi
13
2011

Był listopad 1986 roku. Odbywałem wtedy w jednej z jednostek wojskowych w Krakowie tak zwaną praktykę po Szkole Podchorążych Rezerwy. W tych czasach było to obowiązkowe dla wszystkich w miarę zdrowych absolwentów szkół wyższych. Płci męskiej oczywiście.

Pewnego dnia wezwał mnie oficer dyżurny jednostki i w ten deseń pyta:

- Podobno, podchorąży, jesteście inżynier ogrodnik?

- Niezupełnie, obywatelu kapitanie. Studiowałem biologię. Co prawda w legitymacji służbowej…

- Właśnie, w waszej legitymacji służbowej jak wół stoi “inżynier ogrodnik”. Znaczy, zgadza się.

Nawet nie próbowałem wyjaśniać, że kadrowa z Instytutu Sadownictwa i Kwiaciarstwa, w którym zaraz po studiach dostałem pracę, po prostu wpisała do mojej legitymacji to, co było w dokumentach większości pracowników Instytutu – faktycznych inżynierów ogrodników, absolwentów Akademii Rolniczych. Biolog, czy inżynier ogrodnik – wsio rawno. Ważne, że nazwisko się zgadzało i pieczątka Instytutu była.

- No to ja mam zadanie w sam raz dla inżyniera ogrodnika – ciągnął kapitan. – Za dwa dni przyjeżdża tu generał ze Sztabu Generalnego. A przed naszym sztabem tak coś goło, niereprezentacyjnie. Znaczy, jest pomnik Bohaterom Poległym w Walce o Utrwalanie Władzy Ludowej, i to jest bardzo piękny kamień, tylko oprawy mu brak. Zieleni jakiejś, rozumiecie, i vice versa.

- Girland? – zapytałem.

- Jakich, k…a, girland, podchorąży?! Krzaków! Krzakami go trzeba obsadzić, z trzech stron dookoła! I wy byście tym, jako ekspert, pokierowali.

Ekspert! Bo kadrowa bzdur mi nawpisywała do papierów. Ale, jak to mówią, furman z koniem się nie szarpie. Chce obywatel kapitan krzaczki? Dobra, dostanę trzy dni wolne od wart i innych słodkich debilizmów, to mogę pilnować sadzenia krzaczków. Zresztą, nie istniała chyba prostsza robota.

O, naiwności! Więcej… »

Napisałem powieść fantasy

kwi
01
2011

Z przyjemnością zawiadamiam, że w dniu wczorajszym ukończyłem nową powieść. Będzie to powieść fantasy z elementami SF, bo w końcu i do mnie dotarło, że tworzenie literatury spod znaku Hard SF jest zajęciem zbyt wyczerpującym, mało wdzięcznym i zgoła nieopłacalnym.

Gwoli ścisłości, powieść jest, podążając za modnym ostatnio trendem, międzygatunkową hybrydą. Roboczo zatytułowana „Hybryda” opowiada historię pewnej genetycznie zmodyfikowanej hybrydy, czyli połączenia między czymś a czymś (czym a czym konkretnie, na razie nie zdradzę). W trakcie kolejnych rozdziałów poznajemy losy naszej bohaterki, jak również świat, w którym przyszło jej dojrzewać. Świat, gdzie od początku czuje się obco, bo choć zaludniają go same hybrydy, są to w przeciwieństwie do niej głównie hybrydy międzyroślinne, np. kapuściano-buraczane. Śledząc pełną niebezpieczeństw wędrówkę bohaterki w poszukiwaniu swej dawno zaginionej siostry zaczynamy rozumieć, że nigdy nie uda się jej odnaleźć, bo w międzyczasie siostra została zdehybrydyzowana.

Najbliższy tydzień zamierzam spędzić na wyłapywaniu literówek, a następnie zabieram się za szukanie wydawcy.

EDIT: Sprawdź datę tego wpisu! ;)

Nakręć to jeszcze raz, Sam

mar
01
2011

Dawno, dawno temu doszło do wydarzenia bez precedensu w całej ziemskiej historii naturalnej – do buntu. Pewien małpiszon wstał z kolan, wyprostował grzbiet i pokazując Mamuśce środkowy palec powiedział: dosyć! Nie będziesz już więcej mnie upokarzać i mną pomiatać. Wypędziłaś z przytulnej dżungli na step, pokracznego i bezbronnego, słuch dając marny, wzrok kiepski i tak od początku ustawiając wyścig, bym przegrał. Ale ja nie zamierzam się poddać, i skoro ty pogrywasz nie fair, to ja też będę. Nie dałaś mi pazurów, więc zrobię sobie własne. Nie pozwoliłaś szybko biegać – przegonię innych myślą. Odarłaś z futra – zmienię świat, by nie było mi ono potrzebne. A już najgorszym numerem było zdeformowanie naszych ciał tak, byśmy nie mogli mieć prawidłowo rozwiniętego potomstwa. Lecz i na to znajdę sposób.

No i znalazł, pod postacią nosidełka. Nasi pra-pra-pra-przodkowie, jeszcze nie ludzie, ale już istoty dwunożne, stanęli przed problemem, który w dużym uproszczeniu można ująć następująco: chodzić dalej tylko na dwóch nogach i zgłupieć, czy powrócić do łażenia na czworakach, tracąc jednak bardzo wartościowe przystosowanie do życia na rozległych, otwartych przestrzeniach (wyprostowany może widzieć więcej i umknąć niebezpieczeństwu wcześniej). Więcej… »

Instytut na peryferiach 2

mar
01
2011

Instytut na peryferiach 2