SF, kłamstwa i faceci w fartuchach

lis
11
2013

Poniższy tekst ukazał się w czasopiśmie „Nowa Fantastyka” nr 12/2012.

Tym, co odróżnia fantastykę naukową od pseudonaukowej jest zwykle brak logiki oraz beztroska swoboda w interpretowaniu faktów. Dzieje się tak niezależnie od tego, czy mamy do czynienia z dziełem literackim, kinematograficznym, czy komiksem. Jednak gdy przyjrzymy się filmom SF (zwłaszcza wysokobudżetowym hollywoodzkim produkcjom), znajdziemy jedną charakterystyczną cechę odróżniającą je od literatury tego samego gatunku – czas, w którym rozgrywa się akcja.

DZIŚ PROBLEM, JUTRO ROZWIĄZANIE?
Weźmy na przykład takie motywy: asteroida na kursie kolizyjnym zostaje zauważona nie wcześniej niż kilka miesięcy przed zderzeniem z Ziemią, albo: naukowcy stwierdzają ze zgrozą w poniedziałek, że nasz glob traci pole magnetyczne i jeżeli nie wykombinują czegoś do następnego piątku, to „adios muchachos”.

Albo epidemia. Pojawia się patogen, zupełnie nowy i tak wirulentny, że w dwa tygodnie może nas wszystkich wykończyć. Nie wykańcza tylko dlatego, że w ciągu jeszcze krótszego czasu dzielni filmowi mikrobiolodzy a) rozpracowują chorobotwórczy czynnik od A do Z, b) znajdują oraz dokładnie testują przeciwśrodek, by w ostatniej możliwej chwili c) zaaplikować go każdemu ze struchlałych mieszkańców USA. Więcej… »

Nauka kontra fantastyka – stan gry

paź
27
2013

Poniższy tekst ukazał się w czasopiśmie „Nowa Fantastyka” nr 10/2012.

Gdyby w roku 1982 była możliwa hibernacja i jakiś niecierpliwy miłośnik fantastyki naukowej dał się zamrozić na trzydzieści lat, to po odmrożeniu zastałby świat nie tylko inny od tego, który opuścił wchodząc do lodówki, ale również od tego, jaki proponowała ówczesna science fiction. Nasz hibernatus przeżyłby szok dwojakiego rodzaju. Pierwszy na widok ewidentnych, od razu rzucających się w oczy zmian, które zaszły podczas jego kriogenicznej drzemki. A drugi szok po kilku tygodniach – po tym, jak trochę by połaził i się porozglądał, doszedłby do wniosku, że w zadziwiająco wielu aspektach rzeczywistość AD 2012 pozostaje równie odległa od fantastycznonaukowych przewidywań, co trzy dekady temu.

RAK I AIDS WCIĄŻ SĄ Z NAMI
„Łowca androidów” – ten kapitalny obraz Ridleya Scotta – powstał w roku 1982, natomiast jego akcja rozgrywa się w 2019 r. Odejmijmy jednak parę lat, bo przecież główni bohaterowie, tj. androidy, musiały być na porządku dziennym już wcześniej, i w ten sposób trafimy w rok 2012. Określenie „android” jest tu cokolwiek mylące, bo nam współczesnym kojarzy się, poza systemem operacyjnym smartfonów, z konstrukcją mechaniczno-cybernetyczną, podczas gdy android vel replikant z filmu to istota z krwi i kości. Z tym, że ta krew i te kości (oraz cała reszta) są produktem zaawansowanej bioinżynierii, zaprojektowanymi od A do Z w laboratorium i złożonymi do kupy na taśmie produkcyjnej. Więcej… »

Mutantastyczni

paź
15
2013

Poniższy tekst ukazał się w czasopiśmie „Nowa Fantastyka” nr 8/2012.

Mutanci to temat szczególnie chętnie i uporczywie eksploatowany w fantastyce, nie tylko zresztą naukowej. Być może jego popularność wynika stąd, że żaden aspekt rozwoju naukowo-technicznego nie dotyczy nas w tak bezpośredni, intymny wręcz sposób, jak grzebanie w naszych genach. Bądź też z faktu, iż fantaści nie czują, by poruszali się tu w obrębie jakiejś wiedzy tajemnej i mocno spekulatywnej, lecz przeciwnie, powszechnej, szkolno-gazetowej. A najprościej można to wytłumaczyć tym, że człowiek od zawsze potrzebował jakichś potworów, przed którymi by drżał i bogów, którym mógłby zaufać. Inżynieria genetyczna zaś wydaje się idealnym, nowoczesnym i co najważniejsze, sprawdzonym narzędziem do masowego wyrobu zarówno jednych, jak i drugich.

WSZYSCY JESTEŚMY MUTANTAMI
To wszędobylstwo genetyki, zwłaszcza w obszarach pop-medialnych, a zarazem jej spektakularne osiągnięcia sprawiają jednak, paradoksalnie, że na tym polu autorom powieści czy scenariuszy wyjątkowo łatwo stracić przyczepność i w niekontrolowanym poślizgu staranować szlaban, który oddziela pomysły w miarę sensowne, od tych sensownych już mniej, w rodzaju X-Menów. Więcej… »

Różni jak klony

paź
11
2013

Poniższy tekst ukazał się w czasopiśmie „Nowa Fantastyka” nr 6/2012.

Gdybym miał zrobić ranking motywów według częstotliwości ich wykorzystywania w SF, klonowanie człowieka znalazłoby się jeśli nie na pierwszym miejscu, to na pewno w pierwszej dziesiątce. Jest to motyw na pozór bezpieczny, bo nie kłóci się z naukowymi faktami i opierający na nim fabułę pisarz z czystym sumieniem może przed słówkiem fiction postawić science. Niemniej mimo wstępu na teren zasadniczo rozpoznany, wielu autorów zamiast ciekawszych, choć trudniejszych ścieżek, wybiera zwykle drogę na przełaj, byle prostą, a najlepiej asfaltową. Mówiąc brutalniej, idee przenoszone są z nauki do fantastyki w sposób mocno uproszczony i strywializowany. To, niestety, raczej reguła i klonowanie wyjątkiem od niej nie jest.

Dziełom sprzed 1996 roku o sklonowanych ludziach naiwny optymizm (bądź pesymizm, jeżeli utwór miał charakter antyutopii) można wybaczyć. No bo skoro sami biolodzy nie widzieli problemów? Techniczne, owszem, ale nie pryncypialne. Wiadomo, że za rozwój danej rośliny czy zwierzęcia odpowiada program zapisany w DNA, jednakowy dla wszystkich komórek danego organizmu. DNA zaś mieści się w jądrze. Wystarczy zatem wziąć niezapłodnioną komórkę jajową od osobnika X i jakąś komórkę somatyczną z osobnika Y (tj. tego, którego klon chcemy otrzymać), usunąć z tej pierwszej jądro, jak pestkę z drylowanej wiśni, a wakat uzupełnić jądrem z komórki Y. Pozostaje tylko zaimplantowanie takiego kukułczego jaja do macicy matki zastępczej, odczekanie paru miesięcy i… voila! Nazywam się Dolly. Owca Dolly. Więcej… »

Samotność wielokomórkowca

paź
09
2013

Poniższy tekst ukazał się w czasopiśmie „Nowa Fantastyka” nr 4/2012.

„Odkryto kolejną planetę podobną do Ziemi” – to nagłówek widziany w mediach już nie raz. Według ostatniego cenzusu, który uaktualniany jest praktycznie codziennie, skatalogowanych obcych globów uzbierało się już blisko tysiąc, a kilka tysięcy następnych czeka na potwierdzenie. To jednak tylko mikroskopijny ułamek, szacuje się bowiem, że wszystkich planet Drogi Mlecznej może być od stu do dwustu miliardów. Jeżeli sytuacja będzie się rozwijać w takim tempie, to niebawem na Times Square obok słynnego zegara długu publicznego może zawisnąć kolejny, tym razem wyświetlający liczbę odkrytych planet pozasłonecznych. Wobec takiej obfitości i różnorodności planetarnych środowisk, pogląd, że Ziemia ze swoją skomplikowaną biosferą może być kosmicznym unikatem, wydaje się obecnie wręcz absurdalny. Dziś już prawie nikt nie pyta, czy życie pozaziemskie istnieje, tylko kiedy je znajdziemy. Za rok? Za dziesięć lat, dwadzieścia? Więcej… »

Kwantastyka

lip
21
2013

„Jaki ten świat jest dziwny. Literaturę pisaną przez inżynierów dla inżynierów recenzują głównie humaniści”, przeczytałem ostatnio na pewnym forum czytelników fantastyki. Ta bardzo celna uwaga padła przy okazji pytania o kwestie naukowe w Teranezji Grega Egana, a dokładniej pytającemu chodziło o to, żeby ktoś kompetentny pokazał, w którym momencie autor przechodzi do świata fantazji. Czy nawet przyjmując za prawdziwe jego założenia, ta kreacja nie okaże się wewnętrznie sprzeczna?”

Unikam fantastyki z biologią i genetyką w tle, gdyż w większości wypadków czytanie takich lektur kończę rwaniem włosów z głowy, ale jako ten ściślak” poczułem się niejako w obowiązku Teranezję przeczytać i na zadane pytanie odpowiedzieć.

Teranezja jest książką dziwaczną. Książką dwóch autorów jawnego, Grega Egana, oraz ukrytego, o czym za moment. Tekst od pierwszej, aż do mniej więcej dwusetnej strony nie ma z SF praktycznie żadnego związku i spokojnie mógłby zostać wydany osobno, jako czysta obyczajówka, nota bene nudnawa i oparta na wyświechtanym motywie dorastania bohatera w skomplikowanych warunkach geopolityczno-społecznych, z głęboką traumą w tle. Nie wykluczam, że Egan, jak wielu innych pisarzy fantastyki, ma kompleks głównego nurtu, i że się z nim chłop męczy. Ale dlaczego musi się męczyć również czytelnik? Teranezja jest jak wodnista zupka, którą siorbiesz, siorbiesz i siorbiesz, i coraz bardziej zniecierpliwiony pytasz: gdzie to mięsko? Więcej… »

Dlaczego self-publishing?

maj
10
2013

Zawsze uważałem, że prognozowanie przyszłości ma wiele wspólnego z przysłowiowym przepowiadaniem pogody przez górali — „albo bydzie padać, albo nie bydzie”. Niemniej, jak wielu innych autorów SF, czasami bawię się w takie przepowiadanie i cieszę się, gdy uda mi się trafić.

Gdy w grudniu 2011 roku ogłosiłem na forum DOF, że moja nowa powieść 1980 K ukaże się wyłącznie w formie elektronicznej, news ten wzbudził, delikatnie mówiąc, mieszane reakcje użytkowników forum. Czytając niektóre wypowiedzi, miałem wrażenie, że ich autorzy podczas pisania stukają się w czoło, bo przecież e-book to nie książka. Prawdziwą bowiem i jedyną słuszną książką jest stos arkuszy celulozy pokrytych ołowianą farbą i pachnących — och, jakże cudownie! — introligatorskim klejem.

Mimo tych sceptycznych reakcji, zdania nie zmieniłem. Nie tyle przypuszczałem, co byłem pewien — ekstrapolując ze swoich własnych doświadczeń z rozlatującymi się w połowie lektury paperbackami, zagiętymi rożkami stron, czy ogromną niewygodą czytania co większych wagowo dzieł (szczególnie, gdy drugą ręką trzymasz bułkę albo kubek z kawą) — że e-książki bardzo szybko znajdą uznanie sporej części czytelników. Chciałbym wierzyć, że trafienie z tą prognozą było wynikiem mojej nieprzeciętnej prekognicji, ale nie mam złudzeń — to samo mógł przewidzieć każdy, kto obserwował wtedy sytuację na rynku wydawniczym. Albo nawet ten, kto po prostu lubił dużo czytać ;) Więcej… »

1980 K – zapowiedź

sty
24
2013

Fragment powieści (ok. 40% całości): EPUB , MOBI

(Na komputerze książkę w formacie EPUB można czytać za pomocą takich darmowych aplikacji jak: FBReaderCalibre, wtyczka do Firefox – EPUBReader, MagicScroll)

1980 K

1980 K – powieść z pogranicza hard SF i lab-lit (laboratory literature).

Adam Reichert, młody i zdolny naukowiec z ambicjami, dostaje nieoczekiwaną propozycję objęcia kierownictwa zespołu badawczego w ramach interdyscyplinarnego projektu SEMP. Praca zapowiada się monotonnie i z nauko­wego punktu widzenia mało ciekawie, jednak pokusa kierowania własną grupą okazuje się silniejsza. Pewnego dnia laboratoryjną rutynę przerywa telefon od przyjaciela, Grega Sheparda, który namawia go na kilkudniowy wspólny wyjazd na Montserrat. Tam opowiada Adamowi o niepublikowanych wynikach badań nieznanych organizmów żyjących w wyjątkowo eks­tre­mal­nych warunkach. Tak eks­tre­mal­nych, że Rei­chert z miejsca odrzuca zaprezentowaną przez przyjaciela hipotezę jako całkowicie sprzeczną z paradygmatem, wręcz pseudo­naukową. Po kłót­ni z Gregiem opuszcza wyspę, jednakże gdy kilka miesięcy później podczas robienia po­rząd­ków w laboratorium wpada mu w ręce dziwnie wyglądająca szalka Petriego, przychodzi mu na myśl, że w fantastycznej opowieści Sheparda może jednak być coś, czym warto się za­inte­re­so­wać.

“1980 K” to powieść o odkrywaniu nieznanego, ale także o nauce, która w rzeczywistości jest walką nie zawsze piękną, nie zawsze czystą i nie dla wszystkich zwycięską. O granicach między nauką oraz pseudonauką, oporze wobec kontrowersyjnych idei, a także o wpływie wielkich firm na badania naukowe.

—————————————————————————————————————————

Powieść “1980 K” zostanie wydana wyłącznie w postaci elektronicznej.

Format: EPUB i MOBI

Zabezpieczenie: Watermark

Przewidywany termin wydania: 2014 r.

Przewidywana cena: poniżej 10 PLN

Wydawnictwo: self-publishing