Poniższy tekst ukazał się w czasopiśmie „Nowa Fantastyka” nr 12/2012.
Tym, co odróżnia fantastykę naukową od pseudonaukowej jest zwykle brak logiki oraz beztroska swoboda w interpretowaniu faktów. Dzieje się tak niezależnie od tego, czy mamy do czynienia z dziełem literackim, kinematograficznym, czy komiksem. Jednak gdy przyjrzymy się filmom SF (zwłaszcza wysokobudżetowym hollywoodzkim produkcjom), znajdziemy jedną charakterystyczną cechę odróżniającą je od literatury tego samego gatunku – czas, w którym rozgrywa się akcja.
DZIŚ PROBLEM, JUTRO ROZWIĄZANIE?
Weźmy na przykład takie motywy: asteroida na kursie kolizyjnym zostaje zauważona nie wcześniej niż kilka miesięcy przed zderzeniem z Ziemią, albo: naukowcy stwierdzają ze zgrozą w poniedziałek, że nasz glob traci pole magnetyczne i jeżeli nie wykombinują czegoś do następnego piątku, to „adios muchachos”.
Albo epidemia. Pojawia się patogen, zupełnie nowy i tak wirulentny, że w dwa tygodnie może nas wszystkich wykończyć. Nie wykańcza tylko dlatego, że w ciągu jeszcze krótszego czasu dzielni filmowi mikrobiolodzy a) rozpracowują chorobotwórczy czynnik od A do Z, b) znajdują oraz dokładnie testują przeciwśrodek, by w ostatniej możliwej chwili c) zaaplikować go każdemu ze struchlałych mieszkańców USA. Więcej…