Okołozajdlowe rozważania

cze
30
2011

Od wczoraj w sieci toczą się dyskusje na temat tegorocznych nominacji do Nagrody Zajdla. Co o tym myślę, napiszę na końcu, wcześniej jednak chciałem się z Wami podzielić skojarzeniem, jakie mi przyszło do głowy w trakcie lektury tych komentarzy. Otóż tak mi przyszło do głowy, co by było i jak by to było, gdybyśmy nie mieli nauki w obecnym kształcie, ostatniego bodaj bastionu rozsądku i obiektywizmu, tylko coś takiego:

Przypuśćmy, że mamy dwóch profesorów, A. i B. o diametralnie różnych poglądach np. w kwestii, czy Ziemia obraca się dookoła Słońca, czy na odwrót. I że profesorowie, by to rozstrzygnąć, nie robią użytku z jakiejś tam żmudnej, czasochłonnej metody naukowej, zamiast tego wybierając model plebiscytowo-fanowski. Nie wykonują eksperymentów, nie przesiewają danych obserwacyjnych, nie dają swych teorii pod osąd niezależnych badaczy X., Y. czy Z., tylko skrzykują grupy wiernych im, jak janczarowie, uczniów. I organizują konwent, podczas którego wygrywa teoria profesora B. – że Słońce wraz z pozostałymi planetami kręci się dookoła Ziemi po kryształowych sferach. Wygrywa nie dlatego, że jest poprawna, lecz siłą głosów jego popleczników, którzy co prawda guzik o jego teorii wiedzą, ale przecież profesor B. jest najzajefajniejszym kolesiem jakiego świat wydał, i ch… A jak zwolennicy profesora A. będą za bardzo podskakiwać i drzeć japę, że to ich, a nie nasz mistrz ma słuszność, to się ich poprosi na rozmowę wyjaśniającą za Instytutem, z bejsbolówkami w charakterze lektorów.

Koszmarne. I jak dobrze, że przynajmniej w tym wypadku nieprawdziwe. Chociaż… jak tak ostatnio sobie śledzę debatę pomiędzy zwolennikami i oponentami tzw. M-teorii, debaty coraz mniej przypominającej rzeczowy dyskurs, a coraz bardziej mecz Cracovii z Wisłą, to się zaczynam zastanawiać…

No ale koniec dygresji, teraz już tylko o Zajdlu. W dniu wczorajszym zostały ogłoszone tegoroczne nominacje, a burzliwe dyskusje na ich temat toczą się na blogach i forach. Na jednym z nich znalazłem wypowiedź Drakena:

„A w ogóle to całe zamieszanie wynika z tego, że wszystkim się wydaje, że to plebiscyt na NAJLEPSZĄ powieść/opowiadanie. A tak nie jest, (…). A więc nie najlepsze, a najpopularniejsze.”

I w sumie wydawałoby się, że to właśnie w tym sedno, gdyby nie jedna rzecz. Ważna rzecz. A mianowicie to, co każdy niezwiązany z fandomem może przeczytać na stronie Nagrody, lub w wielu innych miejscach w sieci informujących o niej:

„Nagroda im. Janusza A. Zajdla jest coroczną nagrodą w dziedzinie fantastyki, przyznawaną przez miłośników fantastyki autorom najlepszych polskich utworów literackich.”

A zatem sęk w tym, że wg organizatorów jest to plebiscyt na NAJLEPSZY utwór, a wg głosujących na NAJPOPULARNIEJSZY. Trochę jak rozmowa głuchego, ze ślepym.

Słowa zamieszczone na stronie Nagrody zobowiązują. I jeżeli nie jest to stwierdzenie prawdziwe, to należy to jedno słowo w tym zdaniu poprawić. Czyli zamienić „najlepszych” na „najpopularniejszych”. Wtedy będzie sprawa jasna. Nikomu nie będzie musiało się już nic wydawać i nie będzie załamywania rąk, bo obiecano nam, że dostaniemy najlepsze, a dostaliśmy najpopularniejsze.

Zmienić jedno słowo. Tylko tyle i aż tyle.